I znów na rozstajach... Rozgladasz sie niepewnie po okolicy, próbujac przez gestniejaca mgle dojrzec, co kryje sie za zakretem poszczególnych dróg. Siadasz na omszalym glazie, rozmyslajac nad swoim polozeniem, przywolujac z pamieci widziane dawno temu w Altdorfie mapy. Twoje mysli sa jednak ociezale, kreski i kropki na zapamietanych mapach zdaja sie tanczyc w Twojej glowie, uragajac Ci.

Zrywasz sie z glazu i szybkim, zwinnym ruchem chowasz w pobliskich zaroslach. Z jednej z dróg, choc Twój sluch jeszcze nie mówi Ci z której, dochodzi turkot kól wozu. Oczekujesz z napietym lukiem na ewentualne niebezpieczenstwa... Ach, to tylko chlopski wóz zaprzezony nawet nie w konia, tylko w wolu. Zaraza, w dodatku jedzie w kierunku, z którego przyszedles.

Wyskakujesz na droge dajac znak woznicy, zeby sie zatrzymal. Chlop, w którego oczach widac przerazenie, a z okolic spodni dochodzi juz nieszczególny zapach wstrzymuje wolu i kurczowo trzymajac lejce czeka, az podejdziesz do wozu. Zblizasz sie energicznym krokiem, ku uciesze i uldze chlopa chowajac strzale do kolczana i wieszajac luk z powrotem na plecach. Chlop juz odwazniej prostuje sie na kozle i pyta:

- Czegóz ci trzeba, panie?

- Skad jedziecie, gospodarzu? - pytasz po chwili wahania.

Chlop usmiecha sie lekko i mówi:

- Ech, Panie, gdziem nie byl, czegom nie widzial? Juz rok mija, jakem z domu wybyl.... kazda z tych dróg zwiedzilem po stokroc i na wskros, o kazdej z nich cosik powiedziec ci moge...

- Nie tu - mówisz i wskakujesz na wóz. - Wiez mnie do swojej wioski, tam porozmawiamy.

- Niech sie stanie Twoja wola, panie - chlop kiwa glowa, luzuje lejce i pogania wolu. Wóz rusza.

Jedziecie dobra godzine, kiedy w coraz slabszym swietle szarzejacego dnia zauwazasz wiejskie zabudowania. Wóz rozbryzgujac wode z kaluz przedziera sie przez blotnista, zapuszczona drózke biegnaca przez srodek wioski, po czym zatrzymuje sie przed jednym z siól.

- Tusmy sa, panie. Poczekaj jeno krzynke, az wolu wyprzegne...

Z radoscia zeskakujesz z twardego, niewygodnego wozu, rozchlapujac dokola bloto. Rozgladasz sie po malej, zapuszczonej sadybie, chyba ongis rolniczej, teraz jeno z wyrebu lasu zyjacej, o czym swiadcza ogromne ilosci karczy lezace za kazda z chat. Wioska ogólnie nie pachnie, zewszad czuc zwierzecy nawóz, palona zywice i... ach, ten zapach przywodzi Ci na mysl dziecinstwo, dzien, kiedy chaos spalil w oblezeniu Twoje miasteczko, a Ty z rodzina ledwo zdolaliscie uciec. Poprzysiagles wtedy zemste i... Twoje rozmyslania przerwal glos chlopa:

- Tedy, Panie. Wnijdz do izby. - mówi, wskazujac gestem reki wejscie do obejscia.

Siadasz przy krzywym, trzeszczacym stole, czekajac, az poczciwy chlopina rozpali ognien w palenisku i poda napredce przygotowana strawe. Od razu rzucasz mu kilka srebrników, na co jego oczy rozjarzaja sie ogniem wdziecznosci, choc bynajmniej nie chciwosci. Bebnisz niecierpliwie palcami o lepki od brudu blat stolu. Chlop uwija sie przy ogniu, by postawic przed Toba smakowicie wygladajaca, dymiaca mise kaszy z kawalkami dziczyzny i grzybami. Przez dluzsza chwile jecie w milczeniu. Kiedy konczysz, popijasz jadlo kilkoma lykami wina (wyborne! Od kiedy to chlopstwo takie wina pedzi?) i zwracasz sie do gospodarza:

- Dzieki ci, chlopie, za goscine, jednak nie na wieczerze czy nocleg ja tu z toba przyjechal. Informacji mi trzeba, miejscowys, to i rzekniesz mi, dokad jaka droga prowadzi.

Chlop ociera usta wierzchem rekawa, czka i odzywa sie w te slowa:

- Wielem, panie przeszedl, wielem bywal, lecz o krainach dalekich prawil Ci nie bede, bo i nie o to tu idzie. O rozstaje pytasz, a jam obowiazany Ci powiedziec. Wiedz jeno panie, choc za bajdy chlopskie pewnikiem to wezmiesz, ze lasy okoliczne stworów wszelakich pelne, dzikich a srogich, od których zebów i pazurów niejeden juz padl smialek. Ponoc - chlop zawiesil glos - Na pólnocy skajweny widziano...

Usmiechnales sie pod nosem. Skavenów nie ma, to mit, legenda, i zaiste chlopskie jeno bajanie.

Chlop prawi zas dalej: Nie mysl zas, Panie, ze tak oto Ci bajam, by strachu zadac i ozorem bele czego naplesc, bo rzekne Ci tez, co na koncu owych dróg sie znajduje, i ciekawosc tych miejsc na pewno silniejsza sie okaze, chocby i smoków leze na trakcie bylo. Na wschód stad lezy karczma Pod Czarna Pchla, tam jednakoz bywac nie polecam, bo okrasc potrafia, pokaleczyc, a sluchy chodza, ze i handlarze niewolników ludzi tam na sprzedanie lapia. Na poludnie, Panie, insza karczme znajdziesz, lecz odmienna od parszywej Czarnej Pchly. Srogim Smokiem sie ona zwie. Tamoj bajarze najslynniejsi bywaja, tam uczty, opowiesci o smokach, elfach, krasnoludach i skarbach zamorskich godzinami sie snuja. Na zachód sie udajac po czasie niedlugim do swiatyni dotrzesz, gdzie najmedrsi z medrców mieszkaja, gdzie ksiag wszelakich mnogo, a medrcy owi kazda z nich strescic i zre.. zrezen.... zrecenzjowac potrafia. Na pólnocy, jako i na poludniu, takaz sama karczma, jednak towarzystwo tamoj inne. Tam demiurdzy, magowie, jasnowidze i insze plugas.... wybacz, Panie, inni uczeni sie spotykaja, gdzie dzieje wojaków plota i przepowiadaja. Straszne to miejsce dla pospólstwa, ta Ognista Chimera, jednak wojom o Twej odwadze nic strasznego tam sie przydarzyc nie moze. Piata zas z rozstajów droga, do wielce znanego i zasluzonego pustelnika wiedzie, któren za darmo mlodziaków o ziolach, zwierzetach i innych przydatnych rzeczach uczy.

Ciekawe rzeczy chlopina Ci rzekl, ciekawe. Nie zwlekajac za goscine podziekowales, wyszedles na sielna droge i ruszyles do rozstajów. Dwie godziny drogi uplynely Ci na rozmyslaniach, dokad sie teraz udac? Kazda z tych dróg równie kuszaca, na koncu kazdej równie wielkie nagrody czekaja... Wschód juz odwiedziles, i wracac nie zamierzasz. Cóz zatem?

Stoisz ponownie na rozstajach, i.... juz wiesz.